niedziela, 6 maja 2012

W końcu jestem.

... to był pracowity okres w firmie - przeprowadzka- to była masakra. Przerzucić wszystko do drugiego lokalu i w między czasie sprzątać i odświerzać ten poprzedni. Dobrze , że mój mąż nam pomógł bo miesiąca by zabrakło. Odnalazłam się również w zupełnie nowym fachu - szpachlowanie i gładzenie. Mogę sama z moim ślubnym zaczynać remont w mieszkaniu , bo ściany i sufity wołają o pomstę do nieba....a i na tym zamieszaniu schudłam 2 kg, dzień w dzień po 12 godzin w pracy. Dobrze, że to już za mną.
Mogę spokojnie wrócić do swoich przyjemności.
Pokarzę wam kawalątek mego "zielonego pokoju" , który jest niezamieszkały i służy jako szwalnia, prasowalnia, czasami suszarnia lub noclegownia:)
Miałam problem z dobraniem żyrandola do tegoż pokoiku właśnie. Wstyd się przyznać ale przez prawie 6 lat odkąd się wprowadziliśmy wisiała zwykła żarówka z lampionem papierowym i to jeszcze krzywo:)
Wzięłam się w końcu na odwagę by zrobić sama jakiś żyrandolik, nie za wielki ale odpowiadający moim gustom i zapotrzebowaniom. Tak więc powstało oto coś takiego:




Nie jest to może mistrzostwo świata i arcydzieło, ale daje przytulne światło
i miło się prezentuje w moim niewielkim "zielonym" pokoju do wszystkiego:)

Życzę miłego niedzielnego wieczoru.



3 komentarze: